Architektem chciał być od zawsze. Już w dzieciństwie, ciągnęło go do wszystkich prac związanych z rzemiosłem oraz pracą manualną. Dorastając w rodzimej wsi Wólka Konopna koło Siedlec, całymi dniami podpatrywał efekty pracy dziadka i pod jego okiem nauczył się stolarskiego fachu. W wieku 15 lat rozpoczął edukację — w jedynym wówczas w Polsce technikum architektonicznym, z oddaniem poświęcając dnie i noce na opracowywanie kolejnych projektów. Dziś Piotr Grochowski pomimo młodego wieku na koncie ma imponujący dorobek zawodowy.
Piotr w trakcie pierwszych szkolnych wakacji podjął „etatową pracę”, która polegała na sprzątaniu budowy. Poczuł się wtedy niezwykle potrzebny, bardzo odpowiedzialny i zdał sprawę ze znaczenia posiadania wiedzy teoretycznej, ale mocno połączonej z praktyką. Zaledwie rok później — mając 16 lat, pasję do architektury udało mu się skonfrontować z rzeczywistością w pierwszej pracy w biurze projektowym, gdzie odkrył prawdziwe podejście do architektury i złożoność wymaganych procedur. Dalszą wiedzę zdobywał w czasie studiów na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, których zwieńczeniem był dyplom uzyskany w wieku zaledwie 24 lat, a zrealizowany w postaci projektu rewitalizacji Folwarku Łochów. Dziś mimo wciąż młodego 33-letniego peselu Piotr ma na koncie kilkanaście imponujących inwestycji i rewitalizacji dużych multifunkcyjnych przestrzeni oraz wiele prestiżowych nagród przyznanych za ich realizację.
— Pamiętam, jak musiałem kiedyś łączyć naukę i pracę przy projekcie Cukrowni Żnin. Bardzo ciekawym doświadczeniem była dla mnie też praktyka wyniesiona z budowy Zamku w Janowie Podlaskim. To tam jeszcze jako student miałem możliwość poznania, czym tak naprawdę jest architektura i praca architekta. To tam zdałem sobie sprawę, że pomysł to dopiero ułamek sukcesu, bo trzeba jeszcze umieć go zrealizować. To była moja pierwsza styczność z rewitalizacją zabytków, to tam nauczyłem się bardzo dużo zagadnień z zakresu ich konserwacji, metod, technik, ale także różnych koncepcji do zachowania bądź odrestaurowania. Doświadczenia zebrane na tej budowie zacząłem wdrażać przy projektach Folwarku Łochów i równocześnie ogromnego wyzwania, jakim była rewitalizacja Cukrowni Żnin — wspomina Piotr Grochowski.
Lepiej burzyć czy rewitalizować stare obiekty?
— Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu, budujemy coraz więcej, najczęściej zagarniając kolejne tereny zielone, wycinamy drzewa, niszczymy pola, a przy tym borykamy się z problemami komunikacyjnymi. Wciąż nie doceniamy wartości budynków w miasteczkach, gdzie stoją pustostany — zniszczone pałace, dworki i zamknięte fabryki. Moim zdaniem sukcesem architekta nie powinno być tworzenie kolejnych zabetonowanych dzielnic, a wydobywanie potencjału w miejscach, które już zostały stworzone. Zabytkowe obiekty mają większą wartość nie tylko historyczną czy architektoniczną, ale przede wszystkim materialną, która z czasem będzie jeszcze rosła, ponieważ tego po prostu nie da się stworzyć na nowo. Powinniśmy patrzeć na potencjał mniejszych miejscowości, które przez ostatnie lata się wyludniają kosztem dużych aglomeracji, a często tam wystarczy jedna otwarta wielofunkcyjna inwestycja, aby pobudzić lokalną społeczność, dać nowe miejsca pracy i możliwości rozwój. Dobrym przykładem takiej interakcji jest Cukrownia w Żninie, której rewitalizacja całkowicie odmieniał losy swojej miejscowości — wyjaśnia Grochowski.
Obserwując ciebie, odnoszę wrażenie, że praca architekta ma w sobie sporo z zadań historyka, ale też budowlańca. Czy to trafne spostrzeżenie?
— Tak, te wszystkie obszary są kluczowe dla powodzenia projektów, stąd im więcej posiadamy zdolności praktycznych, tym mniej problematyczne są potem nasze projekty. Natomiast aspekt historyczny jest kluczowy dla zachowania „duszy” i charakteru danego obiektu. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Cukrowni w Żninie, gdzie dostrzegłem ogromny potencjał miejsca, ale przede wszystkim obiektu i całego założenia. Chcąc poznać wszystko bliżej, spakowałem się i wyjechałem tam na prawie miesiąc, aby lepiej zrozumieć i odkryć lokalne niespodzianki. Bardzo dużym wsparciem wówczas okazało się spotkanie pracowników, którzy od pokoleń byli związani z tym miejscem. To dzięki nim poznałem historię zakładów oraz zasady ich funkcjonowania. Po spędzeniu dłuższego czasu na miejscu i rozmowom odkryłem ogromna wartość we wszystkich zastanych elementach. To dlatego pierwszym działaniem przed rozpoczęciem budowy powinno być zebranie i zabezpieczenie wszystkich urządzeń, maszyn i dokumentów z myślą o ponownym wykorzystaniu. Te działania zacząłem potem praktykować w innych realizacjach — jak choćby w Folwarku Łochów, gdzie zachowaliśmy stare dźwigary drewniane z budynków dawnego PGRu, które wkomponowaliśmy w nowym obiekcie w przestrzeni restauracji. Te doświadczenia nauczyły mnie dostrzeganie wartości w każdym elemencie, przedmiocie czy budynku — nieważne czy jest to piękny zabytkowy pałac, czy budynki z epoki PRL — odpowiada architekt.
Czy można sensownie połączyć przeszłość z przyszłością i jak to zrobić?
— Z wielu powodów jestem orędownikiem ratowania zabytków. W Polsce nie mamy ich dużo jak na zachodzie Europy, a każdy z nich to jakaś niesamowita historia. Przywrócenie im dawnego blasku to wielka satysfakcja. Oczywiście są różne szkoły i koncepcje, ale ja staram się na jak największe zachowanie pierwotnego stylu — nie tylko pozostawianie oryginalnych ścian, ale też stropów, stolarki, a nawet odkrytych oryginalnych cegieł, czy dachówki. Dla przykładu — wyjątkowym dla mnie i bardzo intensywnym okresem była praca nad projektem Dworu Uphagena w Gdańsku. To obiekt z wyjątkową historią związaną z najbardziej znaną rodziną gdańskich mieszczan, a później będącym jednym z ważniejszych ośrodków medycznych w Polsce — gdzie prof. Kieturakis w 1963 r. wszczepił pacjentowi pierwszy rozrusznik serca. Zafascynowała mnie tam przede wszystkim architektura i autentyczność budynków, które jako nieliczne w mieście Neptuna zachowały się w oryginale, po ogromnych zniszczeniach II wojny światowej. Naszym założeniem było zachowanie w maksymalnym stopniu istniejącej tkanki, co z kolei wiązało się z bardzo skomplikowanym układem połączenia kilku budynków w jeden funkcjonalny obiekt. Nasz projekt zakładał również dobudowanie nowych obiektów, aby nie tylko domknąć funkcjonalne całe założenie, ale również dopełnić kwartał zabudowy tworząc, miejską przestrzeń z otwartym dziedzińcem-ogrodem. W tym projekcie zależało nam na wprowadzeniu funkcji, które będą otwarte nie tylko dla gości hotelu, ale i dla mieszkańców. Właśnie dlatego powstał tam oddział fundacji Lenny Grochowskiej oraz budynek dawnej kotłowni, który był przewidziany do rozbiórki, a my go uratowaliśmy i stworzyliśmy sale przeznaczone na różne wydarzenia — w tym możliwość zorganizowania warsztatów, spotkań czy przedstawień teatralnych i seansów kinowych — mówi Piotr.
A, czy dostrzegasz jakieś zmiany w potrzebach ludzi i trendy mające wpływ na przyszłość projektowanych budynków?
— Widzę zmiany pokoleniowe i rosnące zapotrzebowanie odbiorców motywujące inwestorów do dostosowania swoich projektów do nowych trendów. Coraz więcej osób szuka „przeżyć” nie tylko „dachu nad głową”. Włączenie obszarów społecznych do architektury i urbanistyki stało się ważnym czynnikiem przyciągającym ludzi, którzy szukają wszechstronnego i pełnego doświadczeń stylu życia, ale także społeczności podobnie myślących osób, z którymi można się utożsamiać i dzielić tymi przeżyciami. Także zrównoważony rozwój staje się kluczowym elementem oferty, co jest równoznaczne ze zwiększeniem satysfakcji emocjonalnej klientów. Natomiast rozwiązania z obszaru nowoczesnych technologii, pozwalają na zwiększenie wygody i bezpieczeństwa. Ewolucji podlegają również materiały, projekty budynków i plany pięter, które muszą sprostać zmieniającym się potrzebom i zapewniać wysoki komfort życia. Co ważne, budownictwo odpowiada aż za 38 proc. globalnej emisji CO2 i jeżeli to nas nie przeraża, to powinniśmy do tego doliczyć ilość wycinanych drzew i degradacji terenów przyrodniczych. Bardzo ważnym czynnikiem jest, to jak budujemy, że recykling materiałów w budownictwie prawie nie istnieje, a budujemy z materiałów, które cały czas wytwarzamy, zamiast przetwarzać i to w przerażających ilościach. Jednak najgorszy wpływ na środowisko ma produkcja betonu, a w tym szczególnie cementu, gdzie poza ogromna emisją gazów cieplarnianych zużywamy ogromne ilości wody. Jako społeczeństwo nauczyliśmy się segregowania śmieci, co z perspektywy kilku lat jest dużą zmianą, coraz więcej osób dostrzega też istotę dbania o środowisko, natomiast cały czas nie jest to jeszcze spójne z tym co robimy na budowach, w zakładach pracy, transporcie czy przemyśle — dostrzega Grochowski.
No właśnie, a czy możemy coś z tym zrobić? Czy budowlanka może przestać zatruwać nasze środowisko?
— Zdecydowanie tak i to nie tylko możemy, a nawet musimy! Na pewno kluczowa jest redukcja zużycia betonu. Obecnie fachowo określanym kierunkiem zmian są budynki niskoemisyjne w budownictwie tradycyjnym, mające zielone certyfikaty takie jak BREEAM czy LEAD oraz optymalizacja procesów budowy — jak np. recykling. A, mówiąc prostym językiem, można tu wymienić wiele rozwiązań dla przykładu:
-
remontowanie i naprawianie budynków już istniejących — powinniśmy nauczyć się przystosowywać, nie możemy w nieskończoność opierać nasz rozwój wyłącznie na budowaniu nowych budynków;
-
projektowanie i realizowanie obiektów możliwych do zmian, tak aby pierwotna funkcja nie ograniczała nam dostosowania do potrzeb, jakie mogą nas czekać w przyszłości;
-
stosowanie materiałów — cyrkularnych, które da się ponownie użyć a dopiero później przetworzyć;
-
wprowadzanie roślin — tworząc naturalne ekosystemy w budynkach, sadźmy drzewa, które dają nam cień, obsadzajmy też elewacje roślinami pnącymi, które oczyszczają powietrze, zbierają pyły oraz izolują termicznie;
-
projektujmy otwarte obiekty wielofunkcyjne z zaangażowaniem lokalnych mieszkańców, nie twórzmy barier przestrzennych, ale i – co gorsza – społecznych tworząc miejsca dla wybranych grup.
To jest tylko kilka moich postulatów, które mogą się przyczynić do zmiany na lepsze. Technologie i rozwój nieruchomości zawsze szły w parze, tak jest i teraz istnieją nowe możliwości zielonego budownictwa zeroemisyjnego. Przecież wystarczy powszechniej wykorzystać tradycyjne materiały — takie jak drewno, czy nowoczesne opcje ProTech-owe. Dla przykładu drewno magazynuje CO2, dlatego ma ujemny wskaźnik emisji dwutlenku węgla, jest też bardzo dobrym materiałem stosowanym od wieków w budownictwie. Obecnie dzięki nowym technologiom takim jak CLT, czyli masywnym konstrukcją ścian, stropów z klejonego drewna mamy możliwość tworzenia z niego wieżowców czy skomplikowanych konstrukcji halowych. Jeśli nie zadbamy o naprawę naszego środowiska, to wkrótce wszystko inne stanie się pozbawione sensu. Sytuacja wymaga to od nas dużej determinacji oraz odejścia od utartych schematów i technologii. w końcu epoka kamienia łupanego też wcale nie skończyła się z braku kamieni — podsumowuje Piotr Grochowski.
Wywiad przeprowadził © dziennikarz biznesowy i ekspert rynku Adam Białas.
Piotr Grochowski to architekt, urbanista, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej i główny projektant Grupy Arche. Jak sam mówi „wytrwałej pracy nauczył się od dziadka Mieczysława, taty Ryszarda i wujka Władysława”. Posiada wieloletnie doświadczenie w projektowaniu hoteli i budynków mieszkalnych, w szczególności w rewitalizacji obiektów zabytkowych. Autor przebudowy Dworu Uphagena w Gdańsku i współautor projektu rewitalizacji Cukrowni Żnin. Nominowany do nagrody EU Mies Award 2022. Obecnie wraz z zespołem rozwija swoją pasję, projektując rewitalizację Królewskiej Papierni w Konstancinie-Jeziornie, bazy lotniczej Luftwaffe w Mielnie, sanatorium Metalowiec w Muszynie, innowacyjnej społecznej EkoFarmy koło Siedlec oraz adaptację klasztoru franciszkanów we Wrocławiu. Indywidualnie i zespołowo laureat prestiżowych nagród w dziedzinie architektury i przestrzeni miejskich, m.in. Nagrody Roku SARP 2021 za projekt Cukrownia Żnin oraz European Property Awards za projekt Łochów Folwark.